Kraina Andan
Advertisement

                                                               

Juliette otworzyła oczy. Gdy obudziła się całkowicie, zapytała:

- Gdzie ja jestem? Kim jesteś? Co mi się stało?

- Jesteś u mnie, w moim domu. - Powiedział nieśmiało William.

- U kogo w domu? Kim jesteś?! I co mi się stało?!

- Ja? Jestem William. W moim domu. Co się stało? Pewnie sobie nie przypomnisz, ale może nie. Pamiętasz coś z tego, co się wtedy wydarzyło?

- Nie! Ale powiedz mi ki-

- Psssss… cicho, opanuj się. - Powiedział, kładąc palec na jej ustach. Ona się zaczerwieniła jak burak. On zaśmiał się, i dodał – Nie wstydź się. Widać, że jesteś czerwona jak burak! Haha!

- Nie nabijaj się z niej, Will. Musimy jej na spokojnie wytłumaczyć co się jej stało.

Juliette dotknęła swojej rany, będąc zaskoczoną i powiedziała:

- Skąd mam tą ranę?

- Och, Juliette. To ten strzelec co we mnie strzelił, on… znalazł ostry kamień i w ciebie nim rzucił. - Rzekła Idun.

- Co?!

- Tak, dobrze słyszysz. - I potem… wy dwaj mnie znaleźliście?

- Tak, zgadza się! - Teraz wszystko się wyjaśnia…

Położyła się. Przykryła się kocem, zamilknęła i zamknęła oczy Nie mogła uwierzyć w to, co zrobił ten zwyrodnialec. Jednak ciągle chodził jej po głowie William. Bardzo chciała z nim porozmawiać na osobności, bez Idun, bo w jej oczach Idun musi zawsze coś komentować. Nie zawsze tak jest, ale tak ją widzi Jul. Niby taka zwyczajna wilczyca, która jak jest bardzo, bardzo mocno zdenerwowana potrafi przemienić się w diabelnie wielkiego wilka, który ma pomarańczowe oczy, spod jej łap wydobywają się płomyki i ogon płonie. To bardzo straszne przeżycie, którego doznała. Nie wiedziała, do czego jest zdolna jej wilcza przyjaciółka. Pomyślała też o wisiorku. Przecież Enuraiowie w wielu legendach są nawiązywani z wilkami. To miałoby sens. Nie bez powodu nosi ten wisiorek. Ale za nic mu go nie odda. Po tych przemyśleniach poszła spać. Zasnęła, śniąc o jedzeniu. To trochę dziwny sen, ale dosyć realistyczny. Była gdzieś, gdzie stały stoły, a na tych stołach było jedzenie. Kiedy chciała posmakować zupy rybnej, której nie lubiła, to osoba, która rozstawiała jedzenie, krzyknęła do niej:

- Hej! Wiem, że nie lubisz zupy rybnej, zostaw ją w spokoju!

- No… właśnie… - Powiedziała zupa rybna.

- Ty potrafisz mówić, zupo? I skąd pani wie, czego nie lubię?

- Znam cie zbyt dobrze, otóż jestem…

- Kim pani jest?

- Ona… jest… twoją… ciocią od strony… twojej cioci która… jest od strony… twojej mamy.

- Kłamca! Nie słuchaj tej zupy! Zjedz ją lepiej, wtedy się zamknie.

Juliette wzięła łyżkę. Nalała zupę do miski, i zjadła. Zupa kazała ją natychmiast wypluć, ale ona była zbyt głodna! Tymczasem, kiedy ona mówiła przez sen, Idun i William zastanawiali się, co z nią nie tak. - Jak myślisz, Will? Co jej? Może o czymś śni? - Pewnie tak. Będę gotować obiad. Co chcesz? Mam grzyby. Może…

-… zupa grzybowa? Proszę! - No dobra. Może być. Ciekawe, czy jej posmakuje. - Uśmiechnął się.

- Domyślam się, że lubi grzyby.

- Tak? No proszę. Kto by się po takiej ślicznotce spodziewał? Dobra nieważne, lecę gotować zupę. - Ślicznotka mówisz?

Zarumienił się. - N-nie, s-skąd. To nie tak jak myślisz Idun. Dobra nieważne, ja idę gotować tą zupę.

- Mhm, wątpię, że to nie jest tak, jak myślę!

- Dobra cicho!

Juliette dalej śniła. Nie mogła przestać jeść. Miała wrażenie w śnie, że jak jadła zupę, to była ona w tej misce w nieskończonej ilości. Nie znikała z talerza. Było to bardzo dziwne, dlaczego tak się działo. Rzuciła w śnie miską z zupą. Kucharka się zdenerwowała, i przemówiła do niej demonicznym głosem: - Juliette, czemu to zrobiłaś? Pożałujesz. - Nie, niech mnie pani nie zabija! Zaczęła uciekać. Wyszła jakimiś drzwiami, trzasnęła nimi gdy wybiegła i się obudziła. Gdy się obudziła, wstała z kanapy. Poczuła woń grzybowej z garnka. Zaczęła jej lecieć ślina, pobiegła szybko do kuchni. William bał się, co jest dziewczynie.

- Masz wściekliznę? Czy co?

- Nie. Ja po prostu… kocham grzybową! Nie wiesz jak cię za to kocham!

- To dobrze, że się cieszysz, że będzie dziś na obiad grzybowa, ale aż tak, żeby ci ślina leciała? Tego nawet pewnie Idun nie widziała, tak? A właśnie Idun, dorzucisz drewno do kominka? Zapalimy sobie w kominku, więc rozpalisz w nim.

- Nie wiedziałam nigdy tego u niej, i pewnie, że dorzucę i zapalę w kominku. - Powiedziała, i poszła na trzecie piętro domku, czyli strych gdzie było drewno. Przeniosła je, zrzucając je po schodach.

- Może ostrożniej, co? - Powiedział lekko zdenerwowany William.

- Nie umiem? Może mi pomóż, taki mądry jesteś?

- Ech… no dobra, mogę ci pomóc. A ty Juliette, popilnuj zupy a ja jej pomogę.

- Jasne, bo nie mam co innego do roboty. William uśmiechnął się do Juliette, ona do niego. Później poszedł po drewno i położył wraz z Idun w kominku. Idun zapaliła w kominku. Położyła się przed kominkiem, bo było jej zimno, więc się wygrzewała.

- Nudzę się. - Powiedziała wprost Juliette. - Możesz iść do biblioteki, mam tam ciekawe książki.

- Pozwalasz mi tam iść?

- Tak! Z resztą, możesz sobie pozwiedzać mój dom. - Dziękuję! A… - Hm? - Dasz mi znać kiedy będzie obiad? - Tak, zawołam cię.

- Ok, dzięki, pa! Poszła do biblioteki. Było to małe pomieszczenie, w którym stały trzy półki. Każda z tych półek była wypełniona książkami do alchemii.

- Alchemik. Ciekawe. - Powiedziała do siebie. Przeszła do oglądania biblioteki. Zobaczyła stół, na którym było niedokończone pismo. Nie chciała jego czytać, bo to pewnie było coś ważnego. Wróciła do półek. Patrzała na książki na półce. Zaciekawiła ją pewna książka. Nazywała się ona Sekrety Alchemii” i wyglądała na starą książkę. Z tego powodu otworzyła ją powoli. Wypadły kartki na których były napisane jakieś przepisy na dane rzeczy. - Hm… kostka Ecanaria? Do stworzenia jej potrzebujemy niebieskich kryształów, oleju z trawy z Magicznej łąki, złoto, klejąca, gęsta ciecz. Kolor nie ma znaczenia. Niebieskie kryształy, złoto i klejącą gęsta ciecz topimy w kotle przez 20 minut. Gdy wszystkie składniki się roztopią, dodajemy olej z trawy i mieszamy. Gdy zrobimy to, zauważymy, że to wszystko będzie się przemieniać w kostkę. Ciekawe, czy kiedyś to robił… pewnie tak. Dobra, zostawię już tą książkę.

Położyła książkę z powrotem na półkę, tam gdzie była. Wyszła z biblioteki. Poszła gdzieś indziej, poszła na mały balkonik. Oparła się o drewnianą barierę. Patrzała na lasy, na wioskę. Nagle, ktoś podszedł do niej od tyłu. Był to William. - Chodź na obiad.

- Nie musiałeś tak podchodzić.

- No przecież wiem. Szukałem ciebie. Byłaś w bibliotece?

- Tak byłam. Tam jest cudnie. - Cieszę się, że ci się podoba. Teraz chodź na obiad. Jest pyszna grzybowa.

- Kocham grzybową!

- To chodź! Poszli do kuchni. Każdy nalał sobie zupy. - Cóż, nie ma samoobsługi! - Zaśmiała się Idun. - Mhm.

Wszyscy zjedli zupę. Idun beknęła po niej, Juliette wzięła trzy dokładki! Cały garnek był pusty, nic w nim nie zostało. Wszyscy byli najedzeni i zadowoleni. Po obiedzie, wszyscy odpoczęli. Juliette poszła zwiedzać dalej dom Williama, a oni dwaj sobie leżeli. Juliette skończyła na bibliotece. Poszła dalej. Łazienka jak łazienka, poszła do jego pokoju. Zobaczyła na stoliku nocnym zdjęcie w ramce. Był to rysunek, przedstawiający go, jego dwie siostry, jego brata i jego rodziców. On miał smutną minę, a reszta rodziny była skreślona, a nad nimi było napisane Już nie ma.”.

- Co to ma znaczyć? Że nie żyją? Może mam rację. Może to tajemnica i nie chce nic mówić. Cóż, nie wiadomo. Pewnie mi kiedyś powie, o co chodzi. Kiedyś…

I tak o to wyszła z jego pokoju ciągle myśląc o tym obrazku. Czuła niepokój, strach. Nie wiedziała, jak to skomentować. Będzie jej się to śnić po nocach. Pomijając to, poszła do pokoju gościnnego. Tu będzie prawdopodobnie spać. Zwykły, średniego rozmiaru pokój. Była zmęczona, więc się położyła na łóżku. Zasnęła. Zapomniała, że ci na dole martwią się o nią. Idun poszła na górę jej szukać. Szukała jej wszędzie.

- Juliette! Juliette! Juliette gdzie jesteś? Jednak nie szukała w pokoju gościnnym. Tam zastała ją śpiącą. Przykryła ją kocem i lekko podniosła, przesunęła ją. Później zostawiła ją w spokoju i poszła. Juliette spała sobie smacznie.

- Idun? Gdzie Juliette?

- Śpi, w pokoju gościnnym.

- Mogę ją zobaczyć?

- No dobra, nie zabraniam ci. Ale tylko ją zobacz i wróć natychmiast.

Wstał z bujanego fotelu, i poszedł do pokoju gościnnego. Gdy wszedł zobaczył śpiącą Juliette. Podszedł do niej. Co ciekawe, Idun też przyszła.

- Ale ona wygląda słodko jak śpi. - Tak, dokładnie. Jak małe dziecko…

- Dobra chodźmy stąd. Ja też idę spać.

- O takiej porze? - Patrzy na zegarek.

- Ach no tak, to 20, a ty idziesz spać jak najwcześniej żeby się wyspać.

- Tak, zgadłaś. A ty idziesz też spać? - Tak, pójdę spać z nią. Położę się na jej nogach.

- Ok, to dobranoc.

- Dobranoc! I tak o to wszyscy poszli spać. O trzeciej w nocy zaczęło padać. Idun zapaliła świeczkę. Jul się obudziła. Otarła oczy i zapytała Idun:

- Czemu zapaliłaś świeczkę?

- Bo pada. Ale głośno! Słyszysz to?

- Tak, słyszę. Nie zasnę a ty?

- Też nie. Mogę się do ciebie przytulić? Zimno mi, a ja potrzebuję miłości.

- Oczywiście Idun, zawsze możesz się do mnie przytulić.

I tak się w nią wtuliła. Idun zgasiła świeczkę i słuchała szumu deszcz. I tak spały do rana. Idun ją obudziła, a William zaniósł im śniadanie.

- Siemka dziewczyny. Macie śniadanie.

- Och, dziękuję. - Podziękowała Juliette.

- Dzięki za śniadanie! O, to mój ulubiony stek! Skąd wiedziałeś co lubię?!

- E… wiedziałem?

- No ale skąd?

- Z klanu?

- Ach, no tak. - A właśnie, jak o nim już mowa, dzisiaj tam idziemy. Juliette się tam spodoba.

- Dobry pomysł!

Zjedli śniadanie, wypili herbaty. Poszli na dół i przygotowali się do wyjścia, do wyjścia do Klanu Wilczego Księżyca. Wzięli potrzebne rzeczy – coś do pisania, papier, coś do jedzenia i coś do picia, mimo to, że tam będzie coś do jedzenia. William spakował mikstury nad którymi pracował. Dostaje za to pieniądze. To jego życie.

- Gdzie idziemy? Czemu się pakujesz? - Zadała pytanie Juliette do Williama.

- Idziemy do Klanu Wilczego Księżyca!

- To daleko?

- Nie, blisko. Obok nas – Wskazał.

- Aha, no to niedaleko.

- No to idziemy!

Advertisement